NIE „Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy
nauczyć się sami.” – Adam Mickiewicz
Do jakiegoś czasu byłam zielona na temat szczepień dopóki nie spotkało mnie nieszczęście ...
Mieszkam w Anglii, byłam w 11 tygodniu ciąży, okres zimowy, kazano się mi zaszczepić przeciw grypie ... bałam się czy to nie zaszkodzi maleństwu ...
więc wyczytałam na stronie NHS (*National Health Service), że trzeba się zaszczepić i nie ma to znaczenia w jakim trymestrze
i że jest to wskazane i ma nas chronić ... więc to zrobiłam.
Na następny dzień poczułam się źle, dostałam kataru, zaczęło mnie łamać w kościach, a dzień później dostałam plamienia,
czyli 2 dni po szczepieniu. Bardzo się wystraszyłam i pojechałam do szpitala, była to sobota wieczór więc nikt nie mógł zrobić mi USG,
kazano mi czekać do poniedziałku. Chciałam zrobić prywatnie, wszystko było zamknięte.
Rano było coraz gorzej, pojechałam na pogotowie i tam czekając w poczekalni 3 godziny dostałam krwotoku.
Zabrano mnie na salę gdzie straciłam swoje maleństwo … to było straszne!!! Byłam przekonana, że to po szczepionce przeciwko grypie!
Oddałam dziecko do badań, mam dokumenty, dziecko było zdrowe i prawidłowo rozwinięte na swój wiek!
Chciałam coś z tym zrobić, ale za bardzo nie wiedziałam co, gdzie to zgłosić itp. Czytałam, że to bardzo trudno udowodnić, tak więc odpuściłam,
nie wiem czy dobrze zrobiłam?
To nie koniec, najpierw straciłam swoje maleństwo, potem organizm zaatakował mnie.
Dostałam wręcz poparzeń na całym ciele, szło to stopniowo, najpierw ręce, potem nogi, pośladki, piersi, plecy.
Wszystko piekło, parzyło ogniem wręcz od tych wykwitów. Leżałam w szpitalu tydzień, stwierdzono wirusa, ale jakiego nie wiedzieli,
nikt nie wiedział co mi jest mimo iż lekarz znał moją historię ...
Był obchód, lekarz powiedział, że jutro zobaczy mnie jeszcze dermatolog, na co mu mówię, że ja wiem co mi jest, że to wina szczepionki,
pokazując mu telefon pod nos by przeczytał. Zignorował to i wyszedł twierdząc, że to wirus. Byłam bezsilna ...
Po godzinie jego asystentka przyniosła mi wypis i powiedziała, że mogę iść do domu.
Byłam w szoku, wszystko mnie bolało, nie mogłam spać i siedzieć na tyłku bo to wszystko paliło mnie od środka.
Dostałam recepty, leki antyhistaminowe, końskie dawki i sru do domu. Tak to się skończyło.
Dzięki Bogu żyję, jakoś mi to wszystko zeszło po jakimś czasie, mimo iż co 2 dzień byłam u lekarza GP (*General Practitioner - lekarz ogólny),
bo ciągle coś ze mną było nie tak.... teraz jest ok!
Izabela
(23.01.2018)