NIE „Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy
nauczyć się sami.” – Adam Mickiewicz
Moja Zosia w tym roku skończyła 5 lat (2017).
Dramat przechodziliśmy 3 lata temu po szczepieniu MMR II. Dziecko było zdrowe podczas szczepienia.
Zofia to wiejskie dziecko, je zdrową żywność, którą produkujemy sami, myślę że to w dużej mierze ją uratowało.
Odporność zawsze miała dobrą, przez 5 lat tylko 3 razy chorowała i 2 razy brała antybiotyk, w tym raz w szpitalu właśnie po szczepieniu.
Wychowuje się też od urodzenia ze zwierzętami, więc o alergiach nie ma mowy.
Po szczepieniu odczyn na rączce nie znikał, robił się większy i gorejący.
Co drugi dzień byliśmy w przychodni, uspokajali nas, że nic się nie dzieje, po jakiś dziesięciu dniach była wysypana na całym ciele,
temperatura prawie 40 stopni, opuchnięta twarz, ból, płacz. Dziecko przelewało się przez ręce.
Skierowali nas do szpitala. Dostała antybiotyk, w kartę wpisali "alergia" i wypisali nas po trzech dniach do domu.
Z domu "wyszły" wszystkie psy.
Dziecko dostało grzybicy, ślinotoku, dziąsła miała spuchnięte. Przez ponad dwa miesiące piła tylko mleko.
Nie spała po nocach. Gorączkowała. To był koszmar.
Może to zabrzmi głupio, ale gdy już nie mieliśmy sił, mąż ubrał małą i zabrał ją do koni, oddał ukochanego psa.
Zosia powoli zaczęła wracać do zdrowia. Do dzisiaj ma bardzo mocne bóle kolan, nie śpi wtedy, płacze, dopiero czopek uśmierza ból.
Wszystkie zęby spróchniały. Była pod stałą opieką stomatologa. To, że tak z tego wyszła uważam za cud.
Nigdy więcej nie zaszczepiłabym żadnego dziecka MMR II. Pediatra rodzinny stwierdził poronną odrę i różyczkę.
Moja babcia 30 lat szczepiła dzieci. Nikt nigdy nie kojarzył tylu wirusów w jednej dawce dla tak delikatnego organizmu.