NIE „Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy
nauczyć się sami.” – Adam Mickiewicz
1 film:
Co sobie wymarzyłam to dostałam. Dostałam miejsce przepiękne, dostęp do lasu, wspaniałego bardzo zdolnego męża, piękną córkę, a potem wspaniałego cudownego syna.
W 6-tym tygodniu po serii szczepień, w pół godziny po opuszczeniu ośrodka zdrowia Dan dostał drgawek, bardzo wysokiej gorączki i przyszedł paraliż. Jak zaczął wtedy płakać to już nie skończył przez cały rok w zasadzie. Cały czas płakał. Wykręciło mu głowę i już od tej pory nie był już w stanie przekręcić główki, w ogóle ruszyć nią. Zasypiał tylko w ten sposób, że tracił przytomność z bólu i to trwało jakieś pięć minut i ból go wybudzał. Ja nie spałam, on nie spał.
W końcu zamienił się w powykręcany szkielecik, taki z przeźroczystą skórą, drgający cały czas, nietrawiący absolutnie niczego co dostawał do jedzenia. Odrzucał mój pokarm.
Danika nie można było transportować, nie można go było ani do wózeczka włożyć bo każdy ruch każde drgnienie, każdy wstrząs powodował koszmarny ból u niego i właśnie te utraty przytomności. Nie mogłam go nosić, pod sufitem podwiesiłam hamak i ten hamak cały czas huśtałam nim i to był jedyny taki moment, że on po prostu tylko rzęził, nie krzyczał, nie płakał tylko cały czas jednostajnie jęczał.
A fachowcy z kliniki powiedzieli mi, że Dan będzie żył maksymalnie 1,5 roku.
Dzięki temu, że to jest Puszcza Białowieska i to jest tak wyjątkowe miejsce, nagle się okazuje, że to jest atrakcja dla potencjalnych rehabilitantów. Wyszukiwałam ludzi o których wiem, podejrzewam że mogą jakoś pomóc Danowi w rozwoju i po prostu dzwonię do tych ludzi, przedstawiam się i opowiadam historię, że nie mam pieniędzy, ale mieszkam w środku lasu i jeśli tylko Pan/Pani lubi przyrodę to ja proponuję tydzień w środku lasu bez sąsiadów, w absolutnej głuszy, w ostatnim dzikim lesie europejskim w zamian za zajęcia z moim synem. No i tak to wygląda.
Zaczęło się od tego lekarza z Mongolii, który ustalił nam dietę i powiedział, że wszystko będzie dobrze, wystarczy utrzymywać dietę. Dana nakarmiłam tym co (Nazwisko) powiedział i dziecko zasnęło i spało 17 godzin. Obudził się na pół godziny żeby coś zjeść, przewinęłam go i spał od tej pory do 20 godzin na dobę, ale najważniejsze jest to, że skończył się paraliż. On bardzo szybko zaczął siadać. Raczkować zaczął dopiero jak miał jakieś 3 lata.
Dzieciak zaczął wracać do zdrowia, ja oczywiście też bo po niespaniu rok i tydzień miałam objawy takie jak 90-latek po ciężkim wylewie i mówić uczyłam się 2 lata.
Potem się okazało, że jest też autyzm, on jest też w jakiś sposób wyłączony, ale kładłam go w trawie np. dopóki jeszcze nie chodził i on sobie raczkując po podwórku szedł sobie w jakieś kępy paprocie, albo w jakieś wysokie tam turzyce i po prostu był pochłonięty tymi roślinami całkowicie.
I nagle się okazuje, że on z tego lasu nie wychodzi i w tym lesie spędza godziny, przyglądając się spróchniałym pniom, siedząc sobie na zwalonym drzewie gładząc sobie mech. Podchodzi do drzew i dotyka porostów, dotyka kory. Dzieciak który mnie nie widzi, nie widzi ludzi, w ogóle ignoruje nas całkowicie, jest jakby za szybą w momencie kontaktu z naturą jest absolutnie otwarty.
Wada, bardzo poważna tego miejsca, czyli brak prądu, tylko agregat od czasu do czasu okazała się zbawienna dla Dana ponieważ autystycy między innymi mają hiper czułe mózgi. I np. pole elektromagnetyczne wywołuje u nich ataki paniki, np. światło tzw. energooszczędne jest nie do zniesienia ponieważ oni widzą pojedyncze mrugnięcia, których my nie dostrzegamy to jest jednak efekt strobo.
Nie można było do Danika podejść np. z golarką elektryczną bo dostawał świra, każdy kontakt z urządzeniem na prąd powodował u niego automatyczne ataki. I nagle się okazało, że trafiamy na Podcerkiew, do środka lasu, bez prądu i dzieciak nie ma żadnych ataków.
Okazuje się, że to jest jedyne miejsce na świecie, które może pomóc nam w rehabilitacji Dana, w przywróceniu mu zdrowia.
5 lat Danik odbudowywał masę mięśniową zanim kiedy stanął na nogi kiedy miał 5,5 roku, ale co nam w tym pomogło…. Odkryłam niedaleko nas, w środku puszczy bajkowe, małe oczko wodne. Danik nie wychodził z wody, siedział w tej wodzie godzinami, chlapał się, skakał, szalał i żadna rehabilitacja nie byłaby w stanie zrobić tego co zrobiło nam to bajorko z żabami i kijankami i straszkami.
Jego było trudno wyjąć z tej wody, to było wreszcie środowisko w którym on nie miał grawitacji. Dzieciak, który nie mógł chodzić w wodzie mógł chodzić.
Dan ma lat 17, niedawno skończone (*materiał z 2016 roku), zostały tylko jakieś tam drobne cechy autyzmu. Mamy fantastyczną szkołę specjalną w Hajnówce. Dan ma tygodniowy internat, na weekendy wraca do domu i dzięki temu ja mogłam wrócić do malowania.
Mamy przepiękny happy end, który udowadnia, że ludzie mają nieprzebrane pokłady współczucia i dobroci i że las, przyroda mają wielką potężną moc przywracania zdrowia pod warunkiem, że jest się osobą, która tej natury, przyrody potrzebuje. A tak jest ze mną i tak jest z moim synem.
2 film:
Jak to wyglądało? Paradoksalnie jest to kolejny przypadek, przykład na sytuację traumatyczną, tragiczną, która w ostatecznym rozrachunku okazuje się zbawienna.
Czyli rodzi się nasz syn Dan, 4 lata po naszej córce i jest pięknym zdrowym dzieckiem i po prostu zdarza się wypadek tzn. po szczepieniu, w pół godziny później przychodzą drgawki, wysoka temperatura i paraliż. Paraliż od pasa w górę, potem się okazało, że jeszcze autyzm i no właśnie …. wychodziliśmy z tego wiele lat. W tej chwili jest to piękny mężczyzna, 18-letni bez śladu w ogóle paraliżu z autyzmem, który jest już bardzo wysoko funkcjonującym autystykiem, serdecznym, empatycznym. Oczywiście w sytuacjach jakiś drastycznych, skrajnych autyzm wraca w 100%, ale w warunkach tutaj leśnych to właśnie mamy minimum zagrożenia w takiej sytuacji.
Z Danem było tragicznie, po prostu życie nas wyłączyło jakby, ponieważ jego bardzo ciężka choroba pociągnęła za sobą moje bardzo ciężkie choroby. To było związane z tym, że …. on nie spał, ja nie spałam, więc wyniszczenie organizmu jego i mojego
było kolosalne. Cud się zdarzył, udało się nam zamieszkać właśnie w tym miejscu, na Podcerkwi, czyli to jest po prostu takie sanatorium powiedzmy, bo to jest leśniczówka w środku lasu, jest absolutna cisza, spokój.
To jest najlepsze, możliwe miejsce dla autystyka, tzn. paradoksalnie okazało się, że miejsce bez prądu. Ja nie chciałam, to nie było zamierzone, no po prostu tak się złożyło, że nie jesteśmy podłączeni do elektrowni, prąd mamy z agregatu, że w przypadku autysytków wielu z nich nie toleruje w ogóle smogu elektromagnetycznego. I stąd okazało się, że np. podejście do mojego syna
z golarką, z elektryczną w ogóle szczoteczką do zębów czy w ogóle gdzieś jak się jakiś mikser gdzieś jak byliśmy w cywilizacji to on dostawał po prostu ataków paniki, histerii, był nie do ogarnięcia. A tutaj właśnie cudowne miejsce w którym akurat ten czynnik był w ogóle wykluczony, no właśnie cisza, spokój, to że on godzinami siedział w trawach. Inni autystycy w tym czasie w miastach ścibią jakieś papierki, a on sobie siedział po prostu w przyrodzie. Mieliśmy mnóstwo zwierząt, była świnia wietnamska specjalnie dla niego chowana, specjalnie …. potem dopiero się okazało, że dostaliśmy ją przez przypadek od przyjaciół, od przyjaciela naszego, ale się okazało, że spełniła rolę delfina bo to było jedyne zwierzę, które nie chciało niczego od Dana, bo to był jeszcze
ten autyzm taki zamknięty i w związku z tym on siedział z nią godzinami. Godzinami w lesie, oglądał sobie mchy, także miał czas
i możliwość ciszę i spokój do regulacji i to jest to niesamowite działanie właśnie prawdziwej przyrody, ale i też ja wychodziłam z chorób.