NIE „Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy
nauczyć się sami.” – Adam Mickiewicz
Dysbioza może cię tuczyć
Wszyscy znamy takich ludzi, którzy dużo jedzą, rzadko się ruszają, a wcale nie przybywa im kilogramów, oraz innych, którzy ograniczają kalorie i nieustannie ćwiczą, a mimo to mają problemy z wagą. Do tej drugiej grupy należy wiele osób z dysbiozą, które spotykam w moim gabinecie. Przerost drożdżaków może powodować nadmierne i trudne do opanowania łaknienie produktów skrobiowych i cukrowych, co może prowadzić do przyrostu wagi. Ale nawet po wyeliminowaniu tych produktów oraz zastosowaniu wyjątkowo restrykcyjnej diety i zapewnieniu dużej dawki ćwiczeń wielu ludzi nadal ma trudności ze zrzuceniem kilogramów, bo ich organizmy są wciąż skolonizowane przez niewłaściwe drobnoustroje. Istotnym czynnikiem zapanowania nad wagą może być w ich przypadku przywrócenie zdrowej różnorodności mikrobów.
Badania otyłych dzieci wskazują na redukcję dobroczynnych bakterii, takich jak bifidobakterie, a zwiększenie liczby patogenów, na przykład gronkowca złocistego i enterobakterii. Bakteryjny skład jelit u otyłych młodych ludzi wpływa na to, ile kilogramów zrzucają dzięki zastosowaniu restrykcyjnych diet i zwiększeniu aktywności fizycznej niezależnie od samej diety, co potwierdza, że mikrobiom http://szczepienia.wybudzeni.com/mikrobiom-ludzki/ jest niezmiernie ważnym czynnikiem mającym wpływ na skuteczność interwencji dietetycznych.
Cięcie cesarskie
Zgodnie z podaniem Juliusz Cezar miał być wycięty z łona swej cierpiącej matki, a wydany następnie rzymski dekret dozwalał na wykonywanie cięcia cesarskiego w celu ratowania płodu w przypadku, gdy matka była martwa lub umierająca. Myśl o tym, że matka może przeżyć taki zabieg, nie powstała aż do XIX wieku, ale nawet wówczas cięcie było wykonywane tylko w najbardziej dramatycznych okolicznościach, dających matce minimalne szanse przeżycia.
Obecnie częstotliwość cięć cesarskich w USA wynosi jeden na trzy porody. Część z nich jest konieczna ze względu na takie wskazania, jak zagrożenie płodu, przodowanie pośladkowe, wypadnięcie pępowiny czy pęknięcie macicy, jednak coraz więcej zabiegów wykonuje się dla wygody, z powodów komercyjnych lub ze względu na powszechne stosowanie środków przyspieszających poród (skracających ostatnie godziny procesu, który od początku do końca trwa dziewięć miesięcy; który wyewoluował w ciągu milionów lat; którego efektem jest zupełnie nowy człowiek; i którego wypadałoby raczej nie poganiać). Negatywne konsekwencje zabiegu dla matki zostały w XX wieku radykalnie ograniczone, jednak cięcie cesarskie nadal nie jest wolne od ryzyka, zwłaszcza dla delikatnego, rozkwitającego mikrobiomu. [W Polsce w grudniu 2015 r. minister zdrowia wspomniał o 40-procentowym odsetku urodzeń przez cięcie cesarskie, więc skala zjawiska jest podobna (przyp. tłum.).]
Jak wspomniałam w rozdziale 1, organizmy dzieci rodzonych siłami natury zostają w trakcie przechodzenia przez drogi rodne skolonizowane przez Lactobacillus i inne niezbędne drobnoustroje pochodzące od matki. Dzieci urodzone przez cięcie cesarskie tracą ten ważny etap i zwykle osiedlają się w nich mniej pożądane bakterie szpitalne. Niższa obecność ochronnych drobnoustrojów oznacza, że dzieci te są narażone na większe ryzyko astmy, alergii, cukrzycy typu 1 i innych schorzeń autoimmunologicznych. Badania wykazują u nich również 50-procentowy wzrost ryzyka otyłości. Urodzenie przez cięcie cesarskie oraz przyjmowanie antybiotyków we wczesnym okresie życia, co dotyczy obecnie tylu dzieci, jest niejako podwójnym przekleństwem, powiązanym z jeszcze większym ryzykiem otyłości - i chorób - w późniejszych latach.