NIE „Wiedzę możemy zdobywać od innych, ale mądrości musimy
nauczyć się sami.” – Adam Mickiewicz
Temple chodził w wieku 12 miesięcy, chodził samodzielnie przez cały miesiąc zanim zgłosiliśmy się na szczepienie.
W momencie, kiedy tylko weszliśmy do gabinetu pediatry, Lou, jego bliźniaczka wrzeszczała w wniebogłosy, wiedziała o co chodzi, nie chciała, by lekarz jej dotykał. Spojrzałam, a oni już mieli naszykowane zastrzyki, 3 dla niego i 3 dla niej.
Po drugim zastrzyku u syna, Lucinda się wywinęła i musiałam przestać patrzeć na niego, musiałam rozpiąć ją z pasów,
wyjąć i uspokoić. W chwili kiedy to się udało, obróciłam się i zobaczyłam, że on krzyczy. Patrzę na zastrzyki i okazało się,
że jeden jej zniknął. Zostały tylko dwa dla niej.
Zapytałam pielęgniarki, co się stało z tym zastrzykiem? Ona odpowiedziała: "O mój Boże, dałam go jemu."
Zapytałam, która strzykawka to była, a ona na to, że to kolejna MMR. Kazałam jej wołać lekarza. Temple krzyczał jak oszalały,
ona dała mu dodatkowy zastrzyk i nie wiem, jakie może to mieć konsekwencje. Krzyknęłam, że wychodzimy. I poszliśmy, więc Lucinda nigdy nie dostała swoich zastrzyków.
Wróciliśmy do domu, a on ciągle płakał, kiedy odłożyłam go na jego kocyk, zaczął uderzać głową o podłogę. Następnego ranka weszłam do jego pokoju, a on patrzył się w przestrzeń, wodził oczami po pokoju, jakby był sparaliżowany. Nie był tym dzieckiem, które każdego ranka witało mnie uśmiechnięte, skacząc w łóżeczku, żebym go podniosła. Kiedy wzięłam go na ręce, osunął się. Zaczęłam się zastanawiać, co się stało z moim dzieckiem. Zadzwoniłam do kliniki, mówiąc, że przypuszczam, że moje dziecko dostało jakiejś reakcji na podane zastrzyki, a pielęgniarka powiedziała: „Nie, nie, nie. To niemożliwe. Czekałam na przedstawiciela
Merck i powiedział mi, że na pewno nie była to reakcja na zastrzyki.”
Zabrałam go do pediatry, którego znałam. Ona spojrzała na mnie, szepnęła: „Sheila, uważam, że on ma autyzm.”
Odpowiedziałam: „Co? Jak Rain Man?”, a ona na to: „Tak, coś w tym rodzaju, skieruję was do neurologa.”
Poszliśmy do neurologa w następnym tygodniu, (lekarz) powiedział, że syn ma wszystkie klasyczne objawy autyzmu.
A ja w to nie wierzyłam, byłam wściekła. To, co mi tłumaczył, że jest jego autyzmem, to mi mówił, że on się taki urodził –
a ja na to, „Nie, taki się nie urodził.”
Siostra, bliźniaczka Temple'a jest niesamowita. Mówi biegle w trzech językach. Po francusku mówi jakby był jej językiem ojczystym. Jest piątkową uczennicą. Gra na pianinie. Jedyne co czuje od tego dnia prócz poczucia winy, to że najlepsze co zrobiłam dla niej to wyjście z gabinetu lekarskiego nim zdążyli i ją zaszczepić.
Na końcu tej podróży nie chcę być jedną z tych matek, która stoi i mówi - która żałuje, że nie zrobiła tego, czy tamtego.
Chcę być w stanie powiedzieć, że poświęciłam dla niego wszystko, dałam mu z siebie co najlepsze, jego siostra idzie do klasy maturalnej, a on nie jest nawet w stanie przejść samodzielnie przez ulicę. Dopóki nie umrę i póki on żyje jestem wdzięczna,
że jest, ale zawsze będę żałować, że byłam taka naiwna. On mógł żyć pełnią życia, być szczęśliwym człowiekiem, mieć rodzinę.
To moje matczyne marzenia dla niego. Ale...z każdym rokiem, im starszy się staje, tym bardziej
odległe wydaje się być to marzenie.
Sheila Ealey – matka Temple'a i Lucindy
Fragment z filmu Vaxxed